„Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” / Teatr Ludowy w Krakowie
Bilety: I - 50 zł, II - 40 zł, III – 25 zł, stojące - 15 zł
autor: Dorota Masłowska
reżyseria: Aleksandra Popławska
scenografia, muzyka: Tomasz Mreńca
multimedia: Maria Matylda Wojciechowska
kostiumy: Emilia Czartoryska
asystent reżysera / inspicjent / sufler: Manuela Nowicka
występują: Marta Bizoń, Patrycja Durska, Piotr Franasowicz, Małgorzata Krzysica, Jacek Wojciechowski
Czas trwania: 100 min. bez przerwy
Po spektaklu spotkanie z twórcami.
Prowadzenie: Łukasz Drewniak
Popularny aktor grający księdza Grzegorza z serialu i dziewczyna znikąd po zażyciu dużej ilości zakazanej substancji odurzającej wymykają się z imprezy tematycznej przebrani za złachmanionych transylwańskich naciągaczy, żebraków, wędrowców specjalnej troski. On nazywa się teraz Parcha, ona to Dżina. Z reklamówką pełną wyjętych z bankomatu pieniędzy zaczynają szaloną podróż z Warszawy na Północ, prosto do portu, gdzie czeka na nich rudo-węglowiec „Ibuprom”, który zabierze ich do rumuńskiej ojczyzny. Wszystko poszłoby świetnie, plany dałyby się zrealizować, żart byłby przedni, prowokacja wyśmienita, temat-kopalnia dla plotka.pl, gdyby nie kilka drobnych szczegółów: biedni Polacy spotkani przez fałszywych Rumunów nie palą się do pomocy, narkotyki wkrótce przestają działać, happening kończy się otrzeźwieniem w jakimś przydrożnym barze. Parcha i Dżina kompletnie spłukani stają się więźniami własnej mistyfikacji.
Tyle fabuła. Ale przecież „zjawisko Masłowska” to nie są wcale tylko dobrze opowiedziane niewiarygodne historie. Masłowska to język. Masłowską trzeba czytać wyłącznie na głos, albo gadać nią szybko ze sceny. Może dlatego jej trzy sztuki zrobiły tak niesamowitą karierę w Polsce i w Europie. Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku było jej debiutem teatralnym. Masłowska niewiele wiedziała o tym, jak pisze się sztuki, posłuchała tylko jednej rady znajomego teatrologa, o tym, że postać powinna mówić zupełnie coś innego niż myśli.
Oglądając świetny, oczywiście zabawny jak jasna cholera spektakl z nowohuckiego Teatru Ludowego, orientujemy się od razu, że Aleksandra Popławska zabrała się do kultowego dramatu Doroty Masłowskiej z zupełnie innej strony niż wcześniejszy realizatorzy, a zwłaszcza Agnieszka Glińska. Większość reżyserów dawała się uwieść frazie autorki, stawiała akcent na pokręcone monologi bohaterów, najważniejszym elementem spektaklu czyniła język: potworny, podsłuchany z ulicy, prowadzący ludzi, przez których istnieje, którymi „sam z siebie się mówi” na logiczne manowce. Glińska pierwsza przesterowała również niby-realistyczny świat polskiej prowincji, przez którą jadą Parcha i Dżina. Bawiła się rozmiarami rekwizytów, podmieniała płeć postaci, rzeczywistość była przebrana za coś okropnie głupiego i surrealistycznego. I wreszcie przyszła Aleksandra Popławska: w jej wersji nie ma żadnej podróży przez Polskę B i C naćpanych balangowiczów, wszystko jest halucynacją, narkotykowym tripem. Parcha i Dżina zażyli coś po koncercie, siedzą w piwnicy między instrumentami i tylko zdaje im się, że upokarzają ludzi i zostają przez nich upokorzeni, że z gwiazd psychopopu zmieniają się w dwuosobową bandę wykluczonych, Jezusa i Maryję szukających stajenki po drodze na Ostrołękę. Popławska oskrobała sytuacje wymyślone przez Masłowską z wszelkiej rodzajowości, przydała monologom ekranowe projekcje. Nowohucki spektakl epatuje obrazami, kostiumami, wdziera się do mózgu głośną muzyką. Dżina i Parcha miotają się w zamknięciu, nie mogą uciec od widziadeł, jakie tworzą ich własne umysły. W tej interpretacji piekło nie przychodzi do bohaterów z jakiejś tam Polski, nie można się do niego zapisać rumuńska przebieranką. Piekło jest w nich, siedzi w głowie i dręczy słowami, o których nawet nie mieliśmy pojęcia, że je znamy.
Łukasz Drewniak, kurator programu teatralnego w Teatrze Starym
Co może się wydarzyć, gdy na imprezie tematycznej pod hasłem "brud, smród i choroby" spotka się serialowy aktor o nieco przebrzmiałej, a właściwie nigdy nie ugruntowanej sławie, i zwyczajna dziewczyna z blokowisk. Konsekwencją aż nazbyt udanej zabawy staje się podróż przez noc i przez środek lasu, z przypadkowo poznanym kierowcą seicento, który posiada teściową, która posiada termomiks. Zabawa językiem i pełna nieprzewidzianych zwrotów akcji historia, której finału nikt nie jest w stanie przewidzieć. Opowieść o młodych, gniewnych, zbuntowanych i ...wykiwanych jednocześnie. Teatralna jazda po bandzie. Jeden z najlepszych tekstów polskiej dramaturgii współczesnej po raz pierwszy w Krakowie.