Nie. Wcale nie napisała Nocy i dni, Maria Dąbrowska jest szczecińską aktorką, jedną z liderek zespołu Teatru Współczesnego. Grała brawurowe role u Anny Augustynowicz i Eweliny Marciniak. Celnie parodiowała Maję Ostaszewską. Niedawno stuknęła jej czterdziestka, przyszło zawiadomienie z ZUS i pojawiło się przerażenie, jak będzie wyglądać emerytura aktorki. Nie ma ról – dla takich jak ja! – wykrzyknęła Maria Dąbrowska. Z tego strachu rzuca się więc na głęboką wodę – chce śpiewać, rozkochać w sobie publiczność, dodać otuchy innym zaniepokojonym przemijaniem kobietom. Wchodzi na szczecińską scenę jako ona i nie-ona. Maria albo Marysia. W swoim niby to domowym koncercie nieodkrytego jeszcze talentu albo recitalu-benefisie przebrzmiałej gwiazdy estradowej, a może nawet przyszłej wesołej lokatorki Domu Aktora w Skolimowie, wraca do piosenek z Opola, do czasów, kiedy jako mała dziewczynka śpiewała razem z “telewizorem” podczas obierania ziemniaków w kuchni. I takie też śpiewanie hitów sprzed lat proponuje nam dzisiaj. Pojawia się przed publicznością wprawdzie w “złotej sukni z cekinami, z wystawnym upięciem blond włosów”, ale nigdy tej domowej kuchni czy łazienki nie opuszcza podczas występu. Proponuje śpiew prywatny, nieefektowny, łobuzerski. Marysia-wokalistka zrobi na scenie wszystko, żeby widz ją kochał, spala się w ogniu namiętności, rzęzi, wypluwa płuca. Królowa estrady, prawda, że samozwańcza, chce zabłysnąć za wszelką cenę i dlatego jest wręcz za dużo wszystkiego w jej scenicznej obecności, w gorliwym dzieleniu się piosenkami, w gestach i interpretacjach. Kluczowy akcent w tym spektaklu położony został nie na perfekcję wykonania, tylko na kondycję psychiczną bohaterki. Co czuje kobieta, kiedy może znów być sobą i być artystką, a wraca na estradę po długiej nieobecności, bo dzieci, bo mąż, bo dom.
Marysia zaśpiewa „Gołębi puch” i “Diamentową kulę” Lombardu, „Odkryjemy miłość nieznaną” Alicji Majewskiej, “Sambę przed rozstaniem” Hanny Banaszak, „Szare miraże” Kory i Manaamu i wiele, wiele innych utworów, które ćwiczyliśmy przed laty z ustawionym na cały regulator odbiornikiem radiowym czy telewizyjnym.
Szczeciński spektakl to trzecie ożywienie tego tytułu. Przed siedmiu laty Maria Dąbrowska wspólnie z Martą Malikowską zaśpiewały te utwory na PPA we Wrocławiu. Był też z tego materiału uliczny performance. Na scenie towarzyszy aktorce perkusista Kuba Fiszer, a słynne hity usłyszymy w nieco powykręcanych aranżacjach. Ale – nie bójcie się – poznamy je bez trudu i zaśpiewamy razem z bezobciachową divą z Wałów Chrobrego.
Łukasz Drewniak, kurator programu teatralnego w Teatrze Starym
Nie bójmy się słowa recital, nie bójmy się słowa artystka. Wyśpiewa piosenki, przy których nasze mamy popłakiwały cicho w kuchni, waląc tłuczkiem w schabowego. Nawet w najbardziej niewygodnych butach, wystąpi tak, jakby się w nich urodziła. Jeszcze nie oswojona, a już zagrożona. Kobieta. Człowiek. Razem z jedynym perkusistą podłączonym do rytmu wszechświata, stworzą złocisty duet. Na ich niebie, dwa słońca mogą płonąć jednocześnie.
mat. prasowe Teatru Współczesnego