Spektakl przeniesiony z 6 grudnia 2024 r.
„Kochana Wisełko, Najdroższy Zbyszku” na motywach korespondencji W. Szymborskiej i Z. Herberta
To bardzo dziwna znajomość. Szymborska – Herbert.
Kiedy zostawimy na boku dywagacje o ich wzajemnej sympatii albo czymś więcej (listy sugerują raczej romans literacko-epistolarny niż jakikolwiek inny) i beznamiętnie spojrzymy na tych dwoje ludzi o zupełnie przeciwnych charakterach, przychodzi na myśl stara (lata 60. ubiegłego wieku) anegdota o kurze i bażancie.
Ona – krakowska panienka z dobrego domu, nieomal „mieszczka”, lubiąca życie osiadłe, bezpieczne, przewidywalne. Jeżeli gdzieś wyjeżdżała, to z Kornelem Filipowiczem na ryby, i to najdalej nad Wartę. On – ciągnący w nieznane: Włochy, Francja, Grecja, Holandia, Belgia, Austria, Niemcy, Anglia, Szwajcaria, Ameryka… et cetera, et cetera. Ona – żyjąca z pensyjki redaktorki literackiego tygodnika, od czasu do czasu wydająca tomik poezji. On – stypendia zagraniczne, wykłady w Europie i USA, stale tłumaczony i wydawany w Polsce i za granicą. Ona – zaledwie francuski, a „po londyńsku nie mówiąca ani słówka”, on – niemiecki, angielski, francuski, trochę włoski, może i coś po grecku. Ona – małe mieszkanko w śródmieściu Krakowa, grono zaufanych przyjaciół, introwertyczka. On – hotele, rezydencje przyjaciół w całym świecie, własne mieszkania za granicą, ekstrawertyk, „dusza towarzystwa”, zabawowicz, niemal hulaka; nic to było dla niego przebalować noc w tawernie greckiej stawiając wszystkim.
Tak by można długo zestawiać…
Herbert, nominowany wielokrotnie prawie pewny kandydat do literackiego Nobla, Europejczyk, „książę poetów”, zdobywca 24 światowych nagród, pisze do skromnej Szymborskiej, która tego Nobla dostała, chłodny telegram: „Serdeczne gratulacje”. Szymborska odpisuje: „Zbyszku, Wielki Poeto! Gdyby to ode mnie zależało, to Ty byś teraz męczył się nad przemówieniem…”
Mikołaj Grabowski